User Avatar
5 dni temu
Pasta o kebabie

Bądź mną, Anon lvl 28.
Odkąd pamiętam mój stary był fanatykiem kebabów. Odkąd kurwa pamiętam tylko to wpierdalał. Zaczęło się niewinnie, jeszcze w latach 90., jak z matką i starszym bratem pojechali do Niemiec. Tak mu kurwa posmakowało, że zajebał lokalnemu Turasowi całą reklamówkę placków i kebaba z rożna, zapakował do malucha i zaczął spierdalać do Polski. Do dziś matka opowiada jak z bananem na ryju wcinał zawinięte w gazety mięso aż sraki dostał. Wpierdalał bez opamiętania aż mu się w maluchu siedzenia zapiekły od sosu.

Wraca do Polski, wyciąga resztki mięsa i mówi:
„Grażyna, jutro robię kebaba!”
Stara panika w oczach, brat zaczął płakać.

Po powrocie polazł na rynek szukać baraniny. Oczywiście nie było, więc kupił 30 kilo mielonej wieprzowiny, do tego 40 placków tortilli i kurwa beczkę czosnkowego. Wstawił to wszystko do kuchni, nabił mięso na szczotkę do kibla i udawał, że robi kebaba na rożnie. Jaki był wkurwiony, że nie obracało się samo, tylko musiał ręką. Jak mu ktoś przeszkadzał, to rzucał w człowieka kulą mięsa jak kurwa katapulta.

Od tamtego dnia tylko kebaby, wszędzie kebaby. Lodówka? Kebaby. Święta? Kebaby. Komunia brata? Kebab z napisem „IHS” z sosu ostrego.

Jak byłem dzieciakiem, na Wielkanoc kazał nam iść szukać prezentów od zajączka pod blokiem i kurwa co znalazłem pod krzakiem?
Kebab kurwa.
Ciepły.
I oczywiście wpierdolił mi go sprzed nosa na „próbę”.

Raz zrobił kebaba na patyku jak loda i zmroził w zamrażarce, bo chciał „inwestować w nowoczesne desery”. Wpierdalał je potem w nocy, drąc się: „Sorbet kebabowy, Grażyna, złoto kurwa!”.

Jak zrobiliśmy w końcu remont łazienki, zamiast kabiny prysznicowej wstawił tam rożen. Do dziś myję się nad miską, bo on „musi mięso doglądać”.

Na wycieczce klasowej do Wrocławia zamiast dać mi 20 zł na hot-doga w Makro, spakował mi worek kebabów i termos sosu czosnkowego, który wylał się w autobusie i cała klasa śmierdziała czosnkiem aż do końca tygodnia. Koledzy do dziś mnie tak nazywają.

Przez lata oszczędzał, aż w końcu kupił prawdziwy rożen z Allegro. 300 kilo mięsa, podpięte do prądu sąsiada, bo na własnym korki wywalało. Sąsiedzi składali skargi, że im wywala TV i że klatka schodowa pachnie jak Stambuł. Administracja wysłała 13 pism z nakazem usunięcia rożna z suszarni, aż w końcu poddali się i przestali pisać.

Jak już do reszty popierdoliło mu na punkcie kebabów, wpadł na „pomysł życia”:
„Otworzę kebab, ale TYLKO KEBAB. Bez frytek, bez surówki, tylko mięso i placki. I dużo sosu.”
Matka płakała, brat się wyprowadził, a on przez miesiąc chodził po domu w fartuchu i czapce kucharskiej. Na tablicy korkowej rozwiesił kartkę „Kebab Biznes Plan” i codziennie dopisywał nowe punkty:
– „Kupić więcej mięsa”
– „Dostać dotację”
– „Otworzyć największy kebab w Europie”
– „Wygrać wojnę z Zenkiem spod monopolowego”

Ostatecznie wyjebał się na minie, bo w banku wyśmiali go, że „kebab bez surówki to nie biznes”. Chodził potem po domu czerwony i krzyczał, że „ten kraj to jebana patologia i każdy kto nie je kebaba to zdrajca”.

Aż pewnego dnia wyskoczył z suszarni o 4 rano, wrócił do domu i oznajmił:
„Grażyna, mam inwestora! Turek spod Biedronki zgodził się na współpracę!”

Przyjechał z nim pod dom jakimś rozjebanym Transitem. Turek wysiadł i tylko powtarzał coś jakby: „ezgdar kebab biznes kebab kebab ezgdar”. Stary udawał, że rozumie każde słowo i się cieszył jak pojebany.

W dwa tygodnie ogarnęli ruderę przy wylotówce, stary malował na szybie napis „KEBAB NA OSTRO” a Turek siedział na rożnie i zawijał mięso jak szalony. Interes szedł tak dobrze, że po miesiącu zatrudnili pracowników, bo kolejki wychodziły na ulicę.

Ale stary nie mógł się powstrzymać.
Chciał więcej.
Chciał najwięcej.

Zaczął budować… największy rożen kebabowy świata.
Kurwa wyobraź sobie rożen wysokości Pałacu Kultury, który ledwo się zmieścił na działce. Na górze zamontował neon „TU KEBAB” który było widać z drugiego końca miasta.

Pojechałem go odwiedzić. Wchodzę do jego gabinetu, a tam… basen pełen sosu czosnkowego, a on w kąpielówkach w nim siedzi i mówi:
„Widzisz synku? Trzeba było zostać i pomagać. Byś był teraz Dyrektorem Kebabów.”

Odwracam się i widzę, jak technik biegnie i drze ryja:
„Panie prezes, zawór się zaciął! Jak pierdolnie, to całe miasto zaleje kebabem!”

Nie zdążył dokończyć, bo rożen pękł i setki ton mięsa i sosu ruszyło przez ulicę.
TVN24 zrobiło specjalny program: „Miasto zalane kebabem – największa katastrofa gastronomiczna w historii Europy.”

Ojciec po tym wszystkim odciął się od ludzi, zamknął się w domu i jadł tylko kebaby z zamrażarki. Wpierdalał i milczał. Milczał i wpierdalał.

Aż pewnego dnia, jak wróciłem z roboty, stał w przedpokoju z błyskiem w oczach i rzucił tylko:
„WIEM KURWA. WIEM.”

I od tamtej pory już wiedziałem, że najgorsze dopiero przed nami…
Jak powiedział to swoje „WIEM KURWA. WIEM.”, to wiedziałem, że będzie źle. Ale nie spodziewałem się, że będzie tak źle.

Zniknął z chałupy na trzy dni. Matka już dzwoniła na policję, brat się śmiał, że pewnie utopił się w beczce sosu. Wrócił o czwartej nad ranem, cały ubrany w jakieś rybackie wdzianko, czapkę z napisem „Wędkarz Roku” i z oczami jakby mu ktoś ogień pod powiekami podłożył.
Na plecach torba wędkarska, z której ciekł… sos czosnkowy.

„Grażyna, synu…
Łączymy w końcu to, co najlepsze:
KARP.
I.
KEBAB.”

Wysypał na stół kilogramy mrożonych karpi, zawinięte w tortille, obsypane przyprawami i zamrożone w sosie.
Patrzyłem na niego w milczeniu.
Matka wzięła się za głowę.
Pies uciekł na balkon i nasrał ze strachu.

„Na Wigilię będą zamawiać! Na święta! Na imprezy! Zawładniemy całym jebanym krajem, Grażyna! Nikt inny tego nie robi, bo wszyscy to KURWY BEZ WIZJI!”

Jeszcze tej samej nocy wbił do suszarni, odpalił rożen i nawinął na niego pierwszego karpia.
Cała klatka jebnęła tak czosnkiem, że lokatorzy wynosili się z pościelami pod pachami.
Administracja wysłała pismo, że tym razem to już naprawdę koniec, a on wysmarował na nim musztardą „SPIERDALAĆ” i przybił do drzwi windy.

Rano zadzwonił po tego samego Turka od pierwszego biznesu.
Wpadł do nas za godzinę i obaj zaczęli się drzeć „EZGDAR KARP KEBAB EZGDAR!” i obejmować jak bracia.
Potem już poszło szybko: wynajęli całą halę, przywieźli 5 ton karpia, setki kilo placków, cysternę sosu i zrobili wielki czerwono-biały napis:

„TUTAJ KARP KEBAB — WIGILIJNY PRZEPUST DO NIEBA”

Kolejki stały do końca ulicy.
Telewizja zrobiła reportaż: „Polski geniusz rewolucjonizuje tradycję. Karp w kebabie hitem sezonu”.
Ojciec krzyczał do kamery:
„A JA ZAWSZE WIEDZIAŁEM, ŻE W POLAKACH SIEDZI GŁÓD KEBABA NA ŚWIĘTA!”.

W międzyczasie przyjechał sanepid.
Próbowali zamknąć lokal, ale on ich nakarmił darmowym karpiem w kebabie i wyszli uśmiechnięci.
Zamówił nawet bilbordy: „PODARUJ BLISKIM KARP KEBAB NA ŚWIĘTA”.

Matka płakała, brat wstydził się wyjść z domu.
Ja już tylko patrzyłem, jak rośnie mu brzuch od tego wszystkiego i wiedziałem, że jak tak dalej pójdzie… to wymyśli coś jeszcze.

I tak się stało.
Bo któregoś dnia wparował do domu z workiem karpi pod pachą i powiedział:
„Synu…
NA RYNEK WCHODZI…
KEBAB Z PIKEPERZEM.
EKSPORTOWY.”

I wtedy już wiedziałem, że tej historii nie da się zatrzymać.

Było kilka miesięcy po premierze karp kebaba. W mieście już nikt nie mówił o niczym innym — dzieci rysowały na lekcjach religii rożny, na osiedlu ludzie zamiast „dzień dobry” rzucali „czosnek czy ostry?”, a sanepid… sanepid skapitulował.
Ojciec stał przed fabryką, w blasku zimowego słońca odbijającego się od wielkiego neonu „TUTAJ KARP KEBAB”.

Obok stał Turek, ubrany w złotą kurtkę i czapkę ze złotym półksiężycem. Obaj patrzyli na kolejkę klientów wijącą się niczym karp po uboju przez całe osiedle.
W tle grała jakaś turecka pieśń, która dziwnie przypominała hymn narodowy, a płatki śniegu opadały na rożny i połyskujące placki tortilli.

Ojciec poprawił kitel, wyjął z kieszeni sos czosnkowy, polał nim dłonie i z rozanieloną miną wytarł się o fartuch.
Odwrócił się do mnie, spojrzał tym swoim szalonym wzrokiem i wyszeptał:
— Widzisz synu… w tym kraju już nie ma miejsca na marzenia… ale jest miejsce… na kebaba.
Turek skinął głową i dodał coś od siebie w swoim języku.
Nie zrozumiałem ani słowa, ale poczułem, że to ważne.

Tłum wciąż skandował.
Na końcu kolejki dzieciak trzymał transparent: „Król jest tylko jeden”.

Ojciec z uniesioną głową, wśród zapachu mięsa i czosnku, wypiął pierś, uśmiechnął się i odwrócił do Turka.
Spojrzeli sobie w oczy.
Potem na rożen.
Potem na kolejkę.
A potem w niebo, jakby dziękując losowi za to, że dał im ten jeden, złoty, ociekający tłuszczem moment chwały.

I tak stary z Turkiem założyli Kebab King.

2
5 dni temu
Same u nas

Same u nas
0
5 dni temu
Pinionszki

Pinionszki
4
5 dni temu
Wtyczkarz

Wtyczkarz
0
1 tygodni temu
Kiedys to bylo

Kiedys to bylo
0
<

Popularne